sobota, 29 lutego 2020

Witajcie
Praca nad dzisiejszym filmikiem, który dodam trwała dosyć długo zabrało mi to sporo czasu.
Jestem już ciekawa czy wam się spodoba i czy jest sens według was robić jego drugą część.
Aczkolwiek i tak mam ją zaplanowaną a potem ... potem kochani tak jeszcze nie oficjalnie
zdradzę : za 2 tygodnie będzie live. Dawno się na takowym nie widzieliśmy, więc chyba nadeszła
pora.

Przyszły tydzień zapowiada mi się ciekawie. Już w poniedziałek czeka mnie jak dla mnie
duże wyzwanie. Mam jechać do Dębicy (gdzie nie byłam nigdy sama), aby znaleźć pewne miejsce i zorientować się jak się do niego dostać i wrócić. Wczoraj byliśmy tam samochodem z mężem, ale to nic mi nie dało.Przekonałam się tylko, że Dębica nie jest taka mała jak twierdziła moja mama.
Bardzo nie lubię jeździć gdzieś, gdzie nigdy nie byłam i to sama. Boję sie, że się zgubię.
Jestem jednak zmuszona :/ Szkoda, że nie mam nikogo, kto pojechałby ze mną. Było by mi raźniej.
Nie chce tam jechać ponownie autem, bo mam w planach wybierać się tam busem.
Później mam wizytę u lekarza. Parę załatwień w urzędach i na tygodniu kolejne nagranie.
Mam nadzieję, że wszystko uda mi się załatwić.

W przeciwieństwie do moich planów na przyszły tydzień ten, który minął był jakiś dziwny,
pełen zniechęcenia. Nie wiem czy to przez niskie ciśnienie, czy przez coś innego.
Kilka popołudni byłam tak padnięta, że prawie zasypiałam na siedząco.
Tylko w poniedziałek sie poddałam i zasnęłam, przez resztę dni zwyciężyłam z tym stanem.
Chociaż miałam równie dużo planów to udało mi się zrealizować z nich tylko 1/3.
Czasem tak po prostu bywa.
Grunt, że moje postanowienia na ten czas nie zostały zachwiane i zrobiłam wszystko.

Dzisiaj także mam pewne wspomnienie, ponieważ równo 12 lat temu zrobiłam sobie u kosmetyczki
drugi kolczyk w lewym uchu. Wiem, że to dziwne, ale pamiętam daty prawie wszystkich przekłuć.
Nie pamiętam tylko tych podstawowych/ pierwszych w uszach. Miałam wtedy może z 5 lat i pamiętam tylko do tego czasu jak wybierałam sobie przekówki.





niedziela, 23 lutego 2020

Niedziela

Witajcie.

Myślałam, że mój film dodany wczoraj, w którym wypowiadam się o stylu i muzyce przyniesie też trochę sprzeciwu ze stron, które uważają, że dzisiejsza muzyka emo to nie muzyka tego stylu.
Aczkolwiek w filmie mówiłam, że muzyka emo ta w starym stylu wcale nie musi być przyćmiona, zapomniana, bo inne rodzaje muzyki też podeszły pod emo.
Jak dla mnie niektóre te pierwsze zespoły mają w sobie dużo z punku, dlatego mniej do mnie przemawiają.W końcu emotional hardcore wziął się z punk hardcore i niektórzy nawet uważają, że jest to to samo. Sam fakt, że "zrodziłam się" w tej subkulturze w czasach, gdzie emo muzyka wyglądała trochę inaczej też robi swoje.Nie oznacza to jednak, że neguje to, co było tworzone na początku. Mam do tego szacunek, zupełnie jak do wszystkiego, co było.

Wstałam dziś dość wcześnie, bo o 6.40 .Zawsze tak wstaje, kiedy idę na pierwszą mszę.
Wychodzę zawsze bez zjedzenia wtedy śniadania, chociaż zdążyłabym, bo z domu wychodzę
godzinę później. Ogólnie nie lubię wstawać na pierwszą mszę, ale jak mus to mus.
Raczej nie należę już do młodzieży, aby iść na rozważania dla niej. Gdybym nie była żoną to może byłoby inaczej.

Nie każdy musi wierzyć, chodzić do kościoła- i chociaż jako wierząca nie uważam, aby to było dobre to nie neguje tego, bo moim zdaniem każdy ma prawo iść drogą jaką sobie wybrał.
Nikt na siłę nie wznieci wiary w czyimś sercu. Nikt na siłę nikogo nie zmusi do praktyk religijnych.
Jeśli to nawet zrobi, to jeżeli, ktoś szczerze jest jaki jest w tym temacie to nic nie zmieni.
Bycie na siłę buduje frustrację i jeszcze większy bunt przeciwko.
Szanuje i czasem nawet rozumiem wybory, brak wiary u innych i dlatego też w kręgach, gdzie może bycie katoliczką jest uważane za coś dziwnego, bo jestem emo także liczę na fakt uszanowania tego, że właśnie taka jest  moja droga. 

W drodze powrotnej  wymarzłam strasznie, gdyż dziś pada cały dzień. Niestety nikt z sąsiadów nie jechał, aby mnie podrzucić ( liczyłam na to) i wróciłam okropnie wyziębiona. Dobrze, że w domu było ciepło.Zjadłam śniadanko i trochę pooglądałam głupoty w tv. Tak po prawdzie nie chciało mi się do niczego zabierać, ale potem się przełamałam popijając niebieskiego, ulubionego monstera i tak o to w jakieś 2-3 h przygotowałam notatki na materiał do nowego filmiku- a pomyśleć, że muszę zrobić jeszcze drugie tyle, bo filmik będzie składał się z 2-óch części.Materiału jest sporo, więc musiałam go podzielić. Obiecywałam sobie już od dawna (od półtorej roku do dwóch), że o tym nagram.Jutro najprawdopodobniej się zabiorę za nagranie.
Dobrze, że zaopatrzyłam się w nowe akumulatorki do lustrzanki, bo przy nagrywaniu obszerniejszego tematu stare nie dałyby rady a nie wiecie nawet jakie to irytujące, kiedy macie nagraną część materiału a aparat pada i trzeba ładować baterie i czekać, aby nagrać resztę.

A teraz popijam czarną herbatę z uk, którą przysłała mi mama z sokiem malinowym.
To już druga dzisiaj. Nie wiedzieć czemu sok malinowy działa na mnie przeciw chorobowo.
Nawet o tym nie wiedziałam wcześniej, bo u nas nigdy nie praktykowało się robienia soku
z malin, do czasu aż się tu przeniosłam. Uwielbiam jego smak, który poznałam dosyć niedawno,
bo około 10 lat temu na korepetycjach z matmy.Zostałam poczęstowana herbatą z nim, bo byłam
mocno przeziębiona. Zakochałam się wtedy w jego smaku. W tamtym roku zrobiłam zapasy na te zimę i co ciekawe jak na razie wcale nie choruje.Coś czuje, że teraz co roku będę robić takie zapasy.



środa, 19 lutego 2020

Z mojego życia..

Czekałam niecierpliwie siedząc przed laptopem, na którym miałam otwartą
stronę. O 13 miały być wyniki. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że je
otwieram, odświeżam stronę i widzę swoje imię oraz nazwisko jako wygranej.
Jako tej, na której w końcu się poznano.
A potem otworzyłam oczy, odświeżyłam stronę i zobaczyłam, że wygrał ktoś inny.
Cóż widać Anielskie nie były dość dobre.
Ważne, że chociaż spróbowałam wziąć udział w takim konkursie.
Pierwszy raz po wielu, wielu latach.

Ogólnie ten tydzień zaczął się słabo. Chce pójść na prawo jazdy, ale w moim
przypadku wszystko jest bardziej skomplikowane (czego dowiedziałam się dziś)
Myślałam, że będzie z tym mniej stresu.
Jednak mniejsza z tym. 
W poniedziałek szukałam takiego punktu w Rzeszowie,
żeby się tam coś dowiedzieć odnośnie tego prawa jazdy.Jako, że najprawdopodobniej muszę
mieć przystosowany samochód to nie mogę robić kursu byle gdzie, ale tam gdzie takowe mają.
Polecono mi pewną szkołę jazdy i pojechałam jej szukać. Okazało się, że żaden mpk tam nie jeździ.
Autobus wywiózł mnie w przeciwną stronę i wracałam się chyba z km na piechotę- tak to jest jak
nie zna się za dobrze miasta.
Kiedy wróciłam się tam, gdzie trzeba było skręcić, bolał mnie kręgosłup a gps pokazywał,
że czeka mnie jeszcze kolejny km drogi na piechotę, bo nic tam nie jeździ. 
Wiedziałam, że nie dam rady.
W jedną stronę jeszcze może jakoś dałabym radę, ale w drugą-nie było szans.
Poza tym wiedziałam czym się to skończy.

Od wczoraj boli mnie łydka aż pod kolano u słabszej nogi.

Gdybym tam poszła, było by zdecydowanie gorzej. Kiedyś cudem przeszłam 13 km (dawno temu)
a potem przez 3 tygodnie jak nie więcej kulałam, bo nabawiłam się zapalenia.
Teraz trzeba się liczyć z tym, że wtedy byłam w lepszej kondycji a nogi w miarę dobrym stanie
są mi potrzebne, bo wciąż nowe załatwienia i nie ma, że sobie posiedzisz.
Po Rzeszowie musiałam jeszcze jechać kilkadziesiąt km,
aby wybrać formę na dofinansowanie. Zaczepił mnie jakiś facet i pytał :"czy ludzie
sie mnie nie boja? Bo on się nie boi, bo ma telewizje i takich jak ja w tv widział"
Dodał jeszcze, że mój styl to chyba z Japonii, na samym końcu życzył mi zdrowia.
Co z jednej strony jest miłe a z drugiej jakoś przykro. Chyba nigdy nie będę mogła się pogodzić
z tym, że moja choroba jest tak widoczna i z kim się nie zgadam to zawsze  jest temat o niej:/

Okazało się, że pani, która miała mi wydać papiery sobie poszła i obiecałam przyjechać
jutro.

Wczoraj wizyta u mojego lekarza rodzinnego po tabletki, które muszę brać na co dzień.
Mój organizm jest od nich w pewien sposób uzależniony-mają to do siebie, że w każdym
wypadku odstawić wolno je tylko stopniowo, więc kiedy się kończą muszę lecieć po następne
inaczej wystąpi u mnie skutek uboczny-nie będę wcale spać.
Raz mialam okazję się przekonać, odstawiając z dnia na dzień.
Kupiłam przy okazji positivum .Ostatnio miałam nerwowy okres a pamiętam, że te tabletki
nawet mi kiedyś pomagały.

Po powrocie robiłam porządki. Pare dni temu przyszła nowa szafa i komoda do korytarza.
Musiałam poprzenosić płaszcze, kurtki i rzeczy ze starej szafy, która ma już 50 lat jak nie więcej
i nie wygląda ładnie.W każdym razie nie jak antyk, aby się nią  szczycić. Przywiązałam się do niej,
bo była od zawsze i była pakowna. Kombinowałam jak ją uratować, ale w końcu usłuchałam zdania
innych, że lepiej zainwestować w nową, skoro dom po remoncie. Nowa jest z tej samej firmy, z której
zamawiałam do sypialni, jest identyczna w środku, ale całkowicie inna na zewnątrz.
Zeszło mi z tym chwilę.

Dziś kolejny wypad na miasto w następnych sprawach 
A jutro wizyta w urzędzie, u szewca-po trampa, któremu rozwalił się zamek i u dentysty.
Szkoda, że dentysta wypada mi akurat w tłusty czwartek.






niedziela, 16 lutego 2020

Często czuję się tu samotna.
Liczyłam, że po powrocie wszystkie stare znajomości, które utrzymywałam stanął się bardziej
owocne: będę odwiedzana i będę odwiedzać.
Tymczasem pozostaje głuchy śmiech na sali, w której jest pusto-zupełnie jak w moim życiu.
Nie potrzebuję na siłę przyjaciół, ale jednak było by mi inaczej/ raźniej wiedząc, iż ktoś przyjdzie
lub ja mogę pójść do kogoś. Jak dawniej.
Po powrocie z UK przekonałam się, że tak nie będzie i nie rozumie dlaczego.

Powiedzcie mi, co jest ze mną nie tak?
Dlaczego nikt nie chce wpaść na choćby chwilę?
Czemu nikt nie zamierza wejść na herbatę i ciastko?
Dlaczego nikt nie chce przyjść i pogadać, chociaż zapraszałam różne osoby i to po parę razy?
Ciągle słyszałam tylko: "Ciekawe jak tam teraz u Ciebie jest w domu po remontach"
"Ciekawe jak się pozmieniało odkąd ostatni raz tam byłem/łam"

Jest wszystko inaczej, więc  nie bredź z tym "ciekawe" tylko przyjdź a się przekonasz.

Powiedz mi co robię źle, że nie chce nikt przyjść?
Być może za dużo narzekam na ten stan samotności, który mnie przerasta.
Na Boga -czasami idzie oszaleć jak przez większość czasu nie ma się do kogo otworzyć ust.
A może w tym przypadku jest jak z tą miłością, która im bardziej desperacko się szuka to ona
tym bardziej się chowa. Może tak właśnie jest-czuć ode mnie desperację, przez to, że chce z kimś
porozmawiać na żywo i dlatego wszyscy uciekają.

A może, bo 29 rok mam na ramieniu a ja dalej jestem emo i dla wszystkich to dosyć nienormalne?
A może wstydzicie się zadawać z taka osobą jak ja?
Jeśli tak to KRZYŻYK WAM NA DROGĘ!
Jakkolwiek byłoby mi ciężko z samotnością to jeśli  byś się mnie miał wstydzić, nie będę zabiegać o
Twój czas i uwagę!

Nie wierze w wymówki "brak mi czasu". Jeśli ktoś chce to zawsze wydrze te 15 min czy półgodziny.
Z drugiej strony wiem też, że niektórzy tylko tak mówili. Widzę chociaż im się wydawało, że nie
jak lokowali swój czas na coś innego. Mieli chwilę, ale nie dla mnie a ja się zastanawiam :"czemu?"

Boicie się mnie? Nie lubicie? Jestem dla was za stara? Za młoda? Za inna? Za dziwna?
Powiedziałam wam coś, co was uraziło? Czy po prostu brak ze mnie korzyści?
Dalibyście chociaż jedno słowo czy trafiłam, z którymś z powodów.
Dalibyście chociaż jedną odpowiedź, z którym.

piątek, 14 lutego 2020

Witajcie w dzień Walentego!

Zacznę dziś notkę od tego, że jedno, co najbardziej mnie wkurza w święto miłości to (napiszę brzydko) ból d*py innych osób. Ciągłe posty, że "kocha się cały rok a nie tylko w walentynki".
Wiem, że jest wiele osób wolnych i zranionych, których wkurza to, że dziś jest TEN dzień.
Siedzi im pod skórą ból przez brak drugiej osoby, prezentu czy kartki od niej i w sumie najlepiej jakby ten dzień nie był obchodzony przez pary, bo to drażni samotnych.
W sumie idąc takim tokiem myślenia nie powinniśmy obchodzić urodzin czy innych dni, bo reszcie będzie przykro.
Może początek tej notki zabolał wiele osób, ale dla waszej wiadomości nie brak mi empatii
czy nawet doświadczenia w tym jak to jest być olanym/samotnym/zranionym a w około widzieć
wszędzie serduszka.Doskonale znam ten ból i go pamiętam, bo wbrew pozorom nie zawsze miałam
kogoś w ten dzień, kto byłby ze mną i było mi smutno oraz przykro jak wam a najgorzej było 10 lat
temu, gdzie byłam ledwo po zerwaniu. Jednak bywają i gorsze historie np znam osobę, która
kupiła swojej połówce piękny łańcuszek na walentynki i kiedy miała go dać, okazało się, że druga
strona powiedziała, że to koniec.Tak, zerwała w walentynki ! Nie, to nie przydarzyło się mnie. Pomimo tego, że byłam przez większość walentynek sama zanim poznałam męża to nie wkurzałam się na innych i nie psułam im radochy, że mogą komuś dać kartkę czy prezent.
Teraz wielu krzyczy, że to komercja i bez sensu. Jestem bardzo ciekawa, co będą mówić za rok, dwa,
kilka lat, kiedy znajdą te ukochaną osobę.
I zapewne ktoś teraz będzie się wpędzać dalej w doła, twierdząc :"mnie to na pewno nie spotka :( "
Przez te wszystkie samotne walentynki żyłam podobnymi myślami i marzeniami jakby to było
fajnie, gdyby coś się zmieniło.

Dajcie się cieszyć tym dniem zakochanym, ludziom w parach! Kiedyśi wy nie będziecie sami!
Kiedyś i wy będziecie mogli komuś kupić kartkę, w której napiszecie kilka miłych słów.
 A teraz?
Teraz świętujcie po prostu dzień miłości, bo ona jest wszędzie: w waszych relacjach z rodzicami,
rodzeństwem czy przyjaciółmi, miłość czujecie do swoich kotków i piesków czy innych zwierzątek.
W gimnazjum i podstawówce wysyłałam kartki swoim przyjaciółkom a one mi i mam je do tego
czasu. Dzisiejszy dzień jest takim, w którym i wy możecie w ten sposób okazać, że kogoś lubicie.
Kartkę dawałam też mamie.
Zamiast typowych prezentów na walentynki, kupcie swojemu zwierzakowi smaczki, zabawkę.
Zamiast wciąż użalać się ja jesteście sami, starajcie się ujrzeć miłość w innych miejscach niż
związek. Świętujemy przecież dzień miłości a nie par!

To, że dziś nikogo nie macie nie jest wyznacznikiem waszej wartości; 
że jesteście gorsi, nie fajni.
Pamiętajcie o tym! 

Co do filmiku na tym tygodniu to nie wiem czy się pojawi:/
Jest to kwestia tego, że mam do przemyślenia to, co chce powiedzieć i co spędza mi sen z powiek
od jakiegoś czasu. W sumie innym emo też by spędzało, gdyby byli w tym miejscu, co ja.
Może nagram go w niedzielę, obrobię i dodam. Jeśli jednak nie zrobię tego to spodziewajcie
się 22 lutego live na kanale.



poniedziałek, 3 lutego 2020

Kiedy zrozumiecie, że jesteście emo znajdą się osoby na waszej drodze, które będą starać
się zniechęcić was do tego, abyście na niej zostali.
Będzie to jeden ze sprawdzianów tego czy tacy jesteście.
Będą was namawiać do picia, palenia czy wzięcia czegoś innego a jak tego nie zrobicie bedą
mieć was za niefajnych.
Będą wyśmiewać, że to niemodne i nieżyciowe oraz głupie.
Będą się poszturchiwać, kiedy będziecie przechodzić.
A może nawet stracicie paczkę znajomych i przyjaciół.
To wszystko będzie testem dla was i najwięcej wam o was powie.
Tylko nie liczni będą potrafili to przeżyć, nie odchodząc z drogi.
Nie jest to wcale fajne, ale..

Jeśli chodzi o mnie przeżyłam to i prawdę mówiąc jestem cholernie dumna z tego.
Wzruszam się, kiedy na grupach o emo ludzie nie podważają mojej prawdziwości.
A wiedzcie, że każde emo jest przeczulone, co do tych spraw.
I co więcej tak zawsze było.Potwierdza to nawet książka Radosława Mysiora o subkulturze emo.
Każdy z nas boi się pozerów.Kogoś, kto zniszczy prawdziwość tego jacy jesteśmy.

Ja jestem w jednej z bardziej komfortowych sytuacji.Tu, gdzie mieszkam wszyscy przywykli.
Obojętnie kto kim jest i gdzie pójdę.Znają mnie i wiedzą, że taka jestem. Jednak pamiętam,
kiedy pierwszy raz poszłam w długich skarpetkach do kościoła a ktoś powiedział, że to nie wypada.
Myślicie, że się zniechęciłam? Ubierałam się w to, w czym czułam się dobrze. Czułam się sobą.
Doskonaliłam się w tym dalej.
Uważałam, że skoro nikt nigdy mnie nie lubił to, co mi za różnica.
A nawet jeśli byłabym lubiana i popularna to i tak zrobiłabym to, co uważałam za stosowne.
Kierowanie się czyimś zdaniem nigdy nie miało dla mnie znaczenia, co nie oznacza, że
przykre komentarze mnie nie raniły.

Tak samo jak stracenie przyjaźni. Każdy stał się wielce dorosły i dojrzały, więc dochodzę do wniosku,że boi się mojego towarzystwa, bo jestem inna. Jest to przykre, ale nie zamierzam
zmieniać się po to, aby ktoś mnie odwiedzał i chciał ze mną rozmawiać.
Nie będę zmieniać się/ udawać kogoś kim nie jestem, aby zostać zaakceptowana.
Nawet jeśli miałabym zostać sama na świecie.
Bo, co jeśli bym taka nie była.Była normalną osobą a uległa poważnemu wypadkowi, gdzie miałabym np zniszczoną twarz i nie dałoby się jej naprawić.
Czy nie wstydzili by się pokazywać z taką osobą?
No właśnie. Pewnie mieli by opory tak jak teraz.
Oczywiście nie porównuje zniszczenia twarzy do bycia sobą-podaje przykład tego, że w obu
przypadkach prawdziwi przyjaciele zaakceptowali by fakt, że ktoś jest jaki jest zamiast okręcać
się do kogoś tyłem.
Wiem, z tych rozmyślań wyszedłby świetny filmik, ale już jeden taki nagrałam dłuższy czas temu
i zahaczałam właśnie o to, o czym dziś pisze.

Krótko mówiąc: jesteś emo,kiedy potrafisz kochać subkulturę i mieć siłę oraz odwagę, aby dać radę 
w takich sytuacjach zamiast rezygnować z siebie.





niedziela, 2 lutego 2020

Wiersz

Zakochałam się w tekście Escape the fate-let me be. Znalazłam piosenkę przypadkiem, chociaż słyszałam prawie wszystkie z tej płyty to tej jakoś nie zauważyłam. A szkoda, bo jest piękna. 
Pod jej natchnieniem napisałam smutny wiersz, obrazujący odwrotność tekstu piosenki. Oprócz let me be uwielbiam też picture perfect

I wiesz, że nie nikogo, kto by dał ci kawałek jak z marzeń miłości
Kto tuliłby a wszystkie łzy goryczy zamienił w te z radości.
Nie ma nikogo, kto kiedy śpisz patrzyłby z zachwytem na ciebie
I w swoim odbiciu oczu zawsze widział blask siebie.

Nie ma nikogo kto witałby z rana pocałunkami.
Dotykał z czułością i był cały czas z tobą myślami.
Nie ma kogoś, kto czas dawałby bezwarunkowo.
Można byłoby wierzyć w każdą obietnicę i każde słowo.

Nie ma nikogo, kto podałby dłoń, kiedy w bólu się rozpływam.
Gdy najtrudniejsze momenty zbyt mocno przeżywam.
Nie ma nikogo, kto nie karał by mnie samotnością.
Pustką, ciszą, wymówkami i zimną obojętnością.

Nie ma nikogo dla kogo była bym najważniejsza
Traktowana poważnie, aby czuć się dzięki temu silniejsza
Tak, abym nie bała się iść ręka w rękę do przodu.
I nigdy nie doznała od drugiej strony zawodu.

Nie ma nikogo z kim można by bez obaw o wszystkim rozmawiać.
Kogoś, kto nie pozwalałby mi samej czuć się i zostawać.
Nie ma nikogo , kto o każdy uśmiech walczyłby dnia każdego
Bo moja radość była by jak coś ważnego.

Nie ma nikogo do kogo mogła bym pójść w tej chwili.
By powiedzieć jak bardzo wszyscy mnie odepchnęli i zostawili.
Nie ma nikogo, kto potem wziął i uścisnął dłoń moją
Mówiąc słowa, które samotność całą szybko ukoją.

Nie ma nikogo, kto by wierzył w to, że moje smutki nie są zmyślone.
Kogoś, kto w środku nocy pokazałby mi niebo ugwieżdżone.
Ktoś kogo uwaga nie byłaby utkwiona tylko w świecie całym.
Ale bym była czymś więcej niż tego wszystkiego elementem małym.

Nie ma nikogo, kto trwałby przy mnie spokojnie 
Aby zniknęło wszystko, co życie niszczyło i szło opornie.
Nie ma nikogo dla kogo żadne inne ucieczki by nie istniały.
Jak tylko te , które kierunek w moją stronę by miały.

Nie ma nikogo, chociaż zawsze o takie coś walczyłam.
Jednak z niczym wciąż zostaję, gdyż się przeliczyłam.
Może już takie miłości wcale nie istnieją.
Może są w książkach i w wyobraźni tylko się dzieją.

Może nie ma już nikogo, a walka była na darmo całkowicie
Nie ma już ludzi, którzy kochają teraz i na całe życie.
Nie ma, są chyba tylko ślicznymi mrzonkami.
Które żyją gdzieś pokryte kurzem między marzeniami.