piątek, 31 lipca 2020

Jak wyglądał mój egzamin na prawko / wiersz "Nienawidzę go"

Witajcie!
Nie odzywałam się a tu wydarzyło się sporo.
23 lipca mieliśmy kolejną rocznicę ślubu kościelnego z mężem.
27 lipca miałam mieć egzamin na prawo jazdy. 
Dlaczego miałam mieć? Mój instruktor umawiał mnie na ten egzamin a potem jak dostałam termin to zadzwonił do mnie i powiedział mi, że mam go 27. Trochę się denerwowałam i dochodziła presja, bo
trochę wstyd nie zdać nawet dla samej siebie, chociaż innym też nie zawsze uda się za pierwszym razem. Nie każdy ma takie szczęście.Jestem jednak mega ambitną osobą pomimo, że zniechęcałam się nie raz podczas jazd to dotarłam do tej chwili, gdzie siedziałam w poczekalni i czekałam na to aż mnie zawołają.
Padał deszcz i była totalna sieka (inaczej tego nie potrafię nazwać). Praktycznie wszyscy ci, z którymi czekałam na egzamin tego dnia oblali i to na placu ! Gdzie dla mnie plac wydawał się łatwy.
Był koleś, co zdawał 13 raz. W głowie aż się mogło zakręcić jak się pomyślało, że ktoś tyle razy był oblany. Nie denerwowałam się bardzo. Wmawiałam sobie, że jeszcze będę mieć okazję się denerwować a teraz jeszcze mam czas być spokojna. Trochę to pomagało. No, ale dalej.. Wszyscy z poczekalni zostali zawołani, egzaminatorzy też zeszli do budynku Wordu a my siedzimy z instruktorem i zastanawiamy się o co chodzi.Dopiero po chwili instruktor zauważył, że na kartce mam datę 29!
Poszliśmy wyjaśniać sprawę i rzeczywiście, ktoś wprowadził nas w błąd.
Egzamin właściwie miałam 29 i trafiłam wtedy na ładną pogodę i na świetnego egzaminatora. 
Jednak przed egzaminem gadałam z dziewczyną, która zdawała piaty raz. Znowu zaczęłam mieć 
wątpliwości czy to możliwe, żebym dziś zdała, tak od razu. Starałam się jednak nie myśleć o wyniku egzaminu, jakby po prostu miało go nie być.
Zawołano mnie.
Egzaminator nie wymagał ode mnie cudów; kazał pokazać, gdzie jest płyn hamulcowy, ale nie zdążyłam, bo się rozpędził i powiedział parę sekund przede mną. Jednak widział, że wiem.
Kazał mi włączyć światła pozycyjne. Włączyłam. Z tego, co wiem na egzaminie się je pokazuje.
Ja nie pokazywałam. Od razu kazał mi wsiąść i przygotować się do jazdy. Ponoć słabo miałam
zamknięte drzwi od siebie, ale dowiedziałam się po egzaminie od instruktora.Kontrolka mi się nie zapaliła.
Miałam problem z odpaleniem, bo ze stresu źle ustawiłam sobie na skrzyni, ale egzaminator mi
podpowiedział, że powinno być na N. Dopiero się skapnęłam. Łuk przejechałam bez problemu, potem miasto. Jeszcze zanim wyjechałam moja spastyka dała o sobie znać. Noga zaczęła mi latać i ciężko
było mi zapanować nad nią. Egzaminator kazał mi bardzo długo jechać.Miałam czas opanować wtedy
swoją chorobę. Drgała mi, ale zapierałam się piętą o podłogę i to luzowało mięśnie. Noga drgała mi co najmniej z połowę egzaminu.Następnie zabrał mnie na skrzyżowanie, które miałam wyćwiczone do perfekcji  a później w miejsca, gdzie wcale nie jeździłam. Kazał zaparkować poprzecznie, czego nie robiłam wcześniej, ale zrobiłam to bez problemu. Później nawracanie na wstecznym.Na przed ostatnich jazdach ćwiczyliśmy to bardzo, więc też dałam radę. Po 20 minutach wiedziałam, że już jest dobrze.
Gdybym nawet nie zdała to nie byłoby wstydu, że zaraz po 5 minutach wróciłam z miasta.
Owszem miałam 2 błędy, ale kiedy wjechałam na plac wordu i dostałam kartkę to nie mogłam uwierzyć, że jednak mi się udało zdac.
Po powrocie do domu od razu pojechałam po Piccolo. 
Szczerze mówiąc szczęście i dumę z tego, ze zdałam tak szybko czuję do teraz.
Nigdy nie widziałam siebie jako kierowcę. Ten, kto mnie zna dobrze pamięta, iż zawsze mówiłam, że to nie dla mnie. Jednak różne sytuacje zmusiły mnie spróbować i nie żałuję.
Jestem z siebie dumna, że się nie poddałam podczas trudniejszych momentów zdarzających się w czasie jazd. Nie poddałam się przed egzaminem, bo się go bałam. Nie spanikowałam podczas, kiedy noga drgała mi za bardzo i kiedy zrobiłam błędy.

Po prawdzie nikt nie wiedział, kiedy będę mieć egzamin. Usłyszałam gdzieś, że jest tak lepiej, ponieważ presja jest mniejsza, gdy nikt ci o tym nie gada, nie czeka na wynik.
Dlatego z trudem, ale zatrzymałam date egzaminu dla siebie.

W niedzielę podczas chill outu zabrałam się za ten antyalkoholowy wiersz i zaraz wam go dodam.
Wcześniej jednak chcę napisać, że najprawdopodobniej na tym weekendzie NIE BĘDZIE FILMIKU.
Przez te jazdy i egzamin wybiłam się z nagrywania. Miałam to zrobić dziś, ale jakos nie wyszo.
Jeżeli jutro się nie nagram to zostanie wam czekać aż do następnego tygodnia.

A teraz wiersz.

Nienawidzę go
Nienawidzę go, bo w potwory ludzi zamienia
Niby niewinny, gdyż z niego płynie dużo luzu i radości.
Jego twarz wychodzi później z cienia
Kiedy zawłada umysłem i ciałem w całości.
Nienawidzę jego paskudnego odoru
Mocy, która bierze ludzi w ślepe władanie
Pociąga w swoją stronę, aby do umoru
Pić go i pozwolić na życia rozpadanie
Nienawidzę oczu za mgłą zaślepionych
Tego jak odbiera hamulce i współczucie
Jak wiele przez niego dni było zniszczonych
Oraz jak miłość przeradza w niechęci uczucie
Nienawidzę, że dodaje odwagi na raniące słowa
Zapomnij o tym, żeby litowal się nad kimkolwiek
Nie dociera do czlowieka pod wpływem jego żadna mowa
Prośby, groźby, choćbyś zrobił cokolwiek
Nienawidzę tego, że ręce do bicia podnosi
Na żony, matki, zwierzęta i dzieci
Dzięki temu nie raz o pomstę się do nieba prosi
Traktowanie bliskich jak śmieci.
Nienawidzę go za to, że nie pozwala ujrzeć jaka krzywdę robi innym
Otumania ciało A duszę wyniszcza
On jest zawsze święty i nigdy nie jest winnym
Zmienia życie wszystkich w zgliszcza
Nienawidzę go za to, że przez niego jako dziecko cicho się pod stołem chowalam
Musiałam w najgorszą burze z domu uciekać
Przerażona drzwi do swego pokoju meblami zastawialam
Aby nie wszedł i bym mogła to jakoś przeczekać.
Nienawidzę, że wciąż kroczy za mną i moimi bliskimi
Zadał mi swoim byciem wśród nich wiele ran rozległych
Wypalił znamiona przekletymi siłami swymi
Dlatego nienawiści we mnie pełno od czasów odległych
Nienawidzę cię szatanie w butelce z procentami
Rodzisz kłótnie, ból, samotność a nawet na ludzi śmierć sprowadzasz
Nienawidzę tego, że inni nie zauważają twej potęgi nad nimi latami
Alkohol- przez te nazwę rodziny, miłość, przyjaźnie i wątrobę na kawałeczki rozsadzasz.




wtorek, 21 lipca 2020

Nie na sprzedaż

Witajcie

Niedawno na moim fb opublikowałam wiersz o nie sprzedaniu się. Chcę także dodać go tutaj, ale wcześniej wtrącić parę słów.
Skąd? Dlaczego? I po co?
Zacznę od tego, że jednym z wyznaczników ideologii emo jest "nie sprzedanie się". Jeżeli chodziło o pierwszych emo to oznaczało to tworzenie własnych sposobów na to, aby pokazać swoją muzykę, aby nikt jej nie zmieniał i nie narzucał jak ma wyglądać. Nie sprzedawali się, co robi dużo zespołów w dzisiejszych czasach. Jednak według mnie to "nie sprzedanie się" ma drugą twarz. Chodzi o to, że dużo osób nie wie, iż w dzisiejszych czasach mogą się sprzedać.
Jak? Wydaje się, że nas to wcale nie dotyczy a tutaj wręcz przeciwnie mamy takie czasy, że sprzedanie się to kwestia chwili.
Wystarczy jakiś głupi challenge, gdzie za ilość like'ów macie się pokazać bez grzywy albo w wydaniu normalnej osoby.
Czemu nigdy nie nagrałam filmu, w którym pokazuje się w normalnej odsłonie? Nie sprzedałabym się za łapki, lajki czy komentarze. W głupich challengach tym bardziej. Gdzie jest godność takich osób? Gdzie prawdziwe ja? I ile ono jest warte?
Parę lat temu miałam kilkakrotnie propozycje od tv, abym wystąpiła w programach, w których "na chwilę" przerobili by mnie na "normalną" osobę. Za każdym razem propozycje takie kazałam im sobie włożyć między bajki. Jak dla mnie jest to chore, takie tłamszenie inności, żeby pokazać, że normalność jest fajniejsza. Jeśli dla kogoś jest to niech będzie, co nie oznacza wcale, że poprzez media mają kreować fakt, że to jest lepsze niż bycie odmieńcem. 
Czemu nie jest odwrotnie? Czemu chociaż raz nie pokażą, że jak się jest w jakimś stylu to nie jest koniec świata, patologia, czyste zło i szatan? Czemu? Bo świat wymaga, abyśmy wszyscy byli normalni? 

Normalność to iluzja. Każdy powinien być sobą.

Nie sprzedam się..
Za pieniądze czy sławę
Za żadną taką sprawę
Nie sprzedam się..
Za lajków tysiące
Za słowa do zmiany zachęcające
Nie sprzedam się..
Za żadne przyjaźnie mi za to obiecane
Za żadne profity, które miały by mi być dane.
Nie sprzedam się..
Za żadne obietnice lepszego życia
Za miłości, namowy, że dzięki temu więcej mam do zdobycia.
Nie sprzedam wartości
Nie sprzedam do emo swojej miłości
Nie sprzedam muzyki, która gra mi w duszy swymi dźwiękami
Nie sprzedam wrażliwości przeplecionej wieloma emocjami.
Nie sprzedam grzywy i trampek pary
Nie sprzedam w sens tej drogi wiary
Nie sprzedam siebie, choćby dużo mnie to kosztowało.
Nie sprzedam, choćby nic mi w życiu nie zostało.
Nie sprzedam, bo cudownym darem, który od życia otrzymałam
Jest bycie sobą, na tej drodze, która odnalazłam i pokochałam.





piątek, 17 lipca 2020

pusty świat

Kiedy patrzę na ten świat zadaje sobie pytanie, gdzie ja żyję? 
Romantyczne i wrażliwe dusze jak moja nigdy nie zrozumieją tego świata. Jesteśmy naiwni wierząc, że piękne uczucia i słowa z piosenek, powieści i wierszy przełożą się na rzeczywistość. Będziemy bohaterami własnego zycia, z własnymi emocjami ważnymi dla innych. Potem stajemy naprzeciwko takiego zwykłego świata i zdajemy sobie sprawę jak inni jesteśmy i jak ten uroczy, wrażliwy, piękny świat jest tylko w nas. Zderzamy się z realnym życiem, gdzie nie liczy się drugi człowiek a kasa. Gdzie nie liczą się uczucia a to, aby wykorzystać je w drugim człowieku dla własnych korzyści. 
Nie liczą się wspólne chwile, bo lepszy fun daje wbicie kolejnego levelu w grze. 
Gdzie nie liczy się dusza a za przeproszeniem dupa. 
Pusto, bez głębi.. jakby w totalnym dnie. 

niedziela, 12 lipca 2020

Dlaczego nienawidzę imprez.

Miesiąc lipiec zaczął się dla mnie średnio. Jak dotychczas nie miałam ani jednego, całego dobrego dnia. Wszystko, co mnie spotyka jest słodko- gorzkie; kiedy wydarzy się coś naprawdę dobrego i zaczynam się nakręcać do radości to zaraz zza rogu wygląda cos, co mi się przydarzy niszcząc całą radość. Taka ironia losu, która po prostu nie pozwala mi się zbliżyć do uśmiechu. 
Chwilami pozostaje mi wyobrażanie sobie, że jest inaczej a jako, że mam bogatą wyobraźnię to widzę w niej wszystko, co bym chciała, aby przydarzyło się w przyszłości. Wyobrażam sobie sprawy, które mogłyby się wydarzyć i chwilami zaczynam w nie wierzyć. Czuje ich ciepły oddech na policzku a potem budzę się i widzę, że w realnym zyciu tego nie ma. Coś się zawalilo, coś nie udało, coś nie wyszło tak, aby poprowadzić mnie na drogę, gdzie byłam w tych idealnych myślach. 
Mówią, że przyciagamy to o czym myślimy. Przynajmniej książka Sekret i Potęgą podświadomości tak twierdzi. Daje to nadzieję, że może, pewnego dnia to, co mam w myślach stanie na mojej drodze. 

A tak poza tym wczoraj mój mąż zorganizował grilla u nas obok domu i zaprosił paru znajomych. 
Nie jestem osobą, która przepada za takimi imprezami. Jestem totalnym aspolecznikiem, jeśli chodzi o takie rzeczy. Wiele osób nie rozumie, dlaczego. 
Jak można nie lubić imprez i grilli? 
Cóż.. można. 
Nr 1 nie lubię, bo ludzie przeważnie słuchają muzyki, której nie lubię. Kiedy byłam dzieckiem słuchałam disco polo, bo rodzice mieli tylko takie kasety i winyle z ludową muzyka. Nikt nie pokazał mi muzyki jaka słucham dziś. Jednak na dzień dzisiejszy krwawia mi uszy, kiedy słucham disco polo czy ludowej. Ta muzyka do mnie nie trafia, odbija się ode mnie jak od tafli lustra. Nie czuje jej. A tą, która ja czuje nikt nie chce słuchać, bo oni jej nie czują, boją się jej, nie rozumieją etc. Muszę się poddać i słuchać tego, czego chcą oni, bo większość rządzi. 
Nr 2 inność prowadzi do tego, że jest brak tematów do gadania. Pewna osoba twierdzi, że po prostu jestem za nieśmiała i dlatego się nie odzywam. To nie tak do końca. Kiedyś może i nawet lubiłam te wszystkie spotkania, ale do momentu. Zaczęłam mówić a ludzie bezczelnie mi przerywali. Wkurzylam się za którymś razem i przestałam się odzywać. Było to gdzies w 2014 r. Słuchałam. Potem otworzyłam się trochę, ale już nigdy nie wróciłam do stanu z przed tamtej historii. Teraz wiem, że powinnam nie dać się zbić i kontynuować swoje, mimo przekrzykiwania, bo to dopiero wybija przerywacza. Nie wiedziałam o tym wcześniej i wybrałam milczenie. Milczenie na dłuższą metę jest nudne. Jest się trochę wyłączonym z rozmowy i to zniechęca w ogóle do bycia w towarzystwie. Jest się jak za szklaną ścianą.Czasami mam wrażenie, że nawet jak ktoś próbuje mnie wciągnąć w rozmowę to chociaż coś powiem nie ma możliwości tego pociągnąć dalej albo po prostu wydaje się, że nikogo nie interesuje to, co mówiła bym dalej. 
Nr 3 alko i mięcho. Nie lubię alkoholu i strasznie denerwuje mnie jak ktoś się mocno nawali.Nie czuje sie dobrze w towarzystwie napitych osób. Nie lubię jak mój mąż pije. Oni wszyscy łapią luz a ja spinam się jeszcze bardziej.Moze to kwestia doświadczeń z dzieciństwa, ale tak już jest. Widziałam jak alko zmieniało swietnych ludzi w potwory ( kiedyś o tym napisze wiersz), jak oni niszczyli przez to innych. 
Nie jem mięsa, patrzę na wędline i wiem z czego jest zrobiona. Widzę w niej zwierzątko, które zrodziło się tylko po to, żeby stać się produktem do zjedzenia. Strasznie to smutne. Jedne zwierzęta dostają zabawki, chodzą na spacery, bawią się, żyją a inne nigdy nie będą miały okazji zaznać niczego oprócz oczekiwania na śmierć. 
Nr 4 obce osoby lub takie, które znam tak sobie. Jeśli w grupie nie ma nikogo kogo znam, do kogo mam zaufanie, na kogo mogłabym liczyć a nikt nie zachowuje się tak, żebym poczuła, iż moje towarzystwo wgl jest potrzebne, zamykam się w skorupie. 
Nr 5 mój introwertyzm daje o sobie znać po pewnym czasie. Ten, kto jest introwertykiem jak ja wie o co chodzi. Człowiek staje się zmęczony zbyt długim towarzystwem innych osób. Zaczyna nas to przewyższać. Czujemy się wyładowani i musimy się schować, pobyć samemu. Niestety nie każdy to rozumie. 

Za każdym razem będąc w takim miejscu czuje jak bardzo się różnie, jak bardzo jestem z innego swiata, kiedy słucham rozmów, sposobu wypowiadania pewnych słów, jak widzę w jaki sposób podchodzą do życia. Mam po prostu wrażenie, że jestem totalną kosmitka. 
Więcej czasem zastanawiam się czy odnalazła bym się w jakimś innym towarzystwie np emosów i nie jestem nawet tego pewna