sobota, 25 kwietnia 2020

Hej.
Coś nie mogę się tu zebrać i do was odezwać poprzez bloga a przecież po to go założyłam.
Miałam dzisiaj w planach dodać wa filmik, który musiałam nagrywać dwa razy:/
Za pierwszym światło wyszło tak masakryczne, że nawet przy moich najszczerszych chęciach naprawa  coś czuje niewiele by dała. Pomyślałam, że skoro piątek był taki ciepły to go wykorzystam.
Jedynym minusem był dosyć mocny wiatr. Nie mam mikrofonu, więc kiedy wieje to zagłusza
to, co mówię. Musiałam robić więc przerwy, kiedy mocniej wiało a zaraz potem kolejne, gdy ktoś przejeżdżał za moimi plecami.
Filmik aktualnie się wgrywa, ale ustawiłam publikacje na jutro, na 11:30.

Poza tym dużo czasu jestem sama, ponieważ mój mąż pracuje do popołudnia a później wpada
na chwilę, zje obiad i jedzie do tak jakby drugiej pracy.
Jednak samotność ma w moi przypadku to do siebie, że napędza mnie do robienia różnych rzeczy;
wypróbowywania nowych makijaży, wypróbowywania nowych przepisów, pisania powieści, inspirowania się i planowania.Oczywiście też do szukania pomysłów na nowe outfity.

Nie ukrywając czułam się przybita przez pewien czas, gdyż pare osób uznało, że będzie tworzyć kanały i nagrywać o emo. Najbardziej przykre w tym było dla mnie, że bałam sie kopiowania moich pomysłów lub po prostu samego faktu, że ktoś młodszy i nie doświadczony w stylu tak jak ja mógłby chcieć podważać to o czym mówię. A mówię wyłącznie to, co wiem  z  własnej autopsji i co czuję.
Jedna z osób dała mi znać, abym się nie martwiła, bo nie zamierza niczego takiego robić i szczerze też to mnie uspokoiło.
Nie chciałabym, aby jedna z wymienionych sytuacji mi sie przydarzyła.

Druga rzecz była taka, że czułam się zapomniana w moich kręgach. Bolało mnie to, ponieważ emo osoby traktują się jak rodzina i każdy jest ważny. Miałam wrażenie, że kwestia aborcji, na której temat mamy różne zdania sprawiła, że odsunęłam się od ludzi. 
Na szczęście ktoś w końcu "zapukał" pytając, gdzie jestem.
I na nowo różne zdania w tym aspekcie zeszły na dalszy plan, który przestał dzielić.

Dzisiaj jak na sobotę przystało dzień spędziłam po części sprzatając.
Moje pudełko pod toaletką się strasznie zniszczyło. Trzymam w nim kadzidełka i różne takie
rzeczy, które lubię mieć pod ręką. Byliśmy w mieście poszukać jakiegoś pudełeczka i znalazłam
wiklinowe.Trochę mniejsze niż to, co miałam, ale dzięki temu zrobiłam selekcje rzeczy, które
zostały do niego włożone a które znalazły inne miejsce. Rozkręciłam się do tego stopnia, że przewertowałam wszystkie siedem szufladek toaletki robiąc w nich porządki.
No i tak z jednej szufladki cieni zrobiło się dwie.Wcześniej część cieni trzymałam w innym miejscu i często o nich zapominałam. Kiedyś muszę zrobić ich selekcje, bo też niektóre są dosyć stare.
Później poprawiałam już zmontowany dla was materiał i wzięłam przyjemną kąpiel z maseczką na twarzy, aby na samym końcu zasiąść do laptopa.

Wybiła włąśnie 22.
Zaraz zamierzam kłąść się spać.
Mam nadzieję, że jutro oglądniecie mój filmik a 2 lub 3 maja bedziemy widzieć się na live.



Przypominam o też zbiórce na spełnienie mojego marzenia:

https://zrzutka.pl/rfsdy6
Dobrej nocy, kochani💝

piątek, 17 kwietnia 2020

O głuchych słowach i moim stanowisku wobec aborcji.

Hej
Lany poniedziałek nie skończył się tym, że byłam mokra.
Moje dopinki nie lubią wody, chociaż są z naturalnych włosów.Poprosiłam, więc męża, żeby nie lał mnie wodą, aby ich nie niszczyć. Mógł mnie oblać wodą z rana, bo długo się zbierałam lub wieczór.
Jednak nie zrobił tego. Z jednej strony fajnie, bo oblanie wodą nie należy w moim przypadku do przyjemności.

Czy macie czasem takie wrażenie jakby wasze słowa stały się głuche?
W ostatnich dniach własnie odczuwam coś takiego.
Odnoszę wrażenie, że nawet osoby z moich kręgów nie traktują mnie jak osobę, która jest jakaś istotna. Zamieniłam się więc w ciszę.

Rozmowa z jedną osoba sprawiła, że chociaż trochę mogłam uwolnić to, co leżało mi na sercu.
Dziękuję tej osobie za zrozumienie.

Ostatnio też na necie rozbija się temat popierania ustawy o aborcji jako o prawie kobiet, które mogą decydować o życiu dziecka, które noszą a które jest zdeformowane/ma umrzeć po porodzie/ będzie niepełnosprawne.
Rozumiem stanowisko wielu osób, które popiera takie podejście i chociaż ja sama nie popieram aborcji i tej całej akcji to nie zamierzam nikogo przekonywać do zmiany zdania.
Pewnie wiele zastanawia się czemu? Po pierwsze i najważniejsze moja empatia w stosunku do tego nienarodzonego dzieciątka jest zbyt duża. Czytaliście, kiedyś o tym jak wygląda aborcja? Ostatnio opublikowałam na swoim profilu piękny wiersz, który znam od 15 lat. Opisuje odczucia dziecka podczas aborcji.
Po drugie wiele osób pisze, że nie byłyby w stanie finansowo i fizycznie przetrzymać sytuacji, gdyby ich dziecko było niepełnosprawne. Wybaczcie, ale nawet jeśli nie wykryją niczego u kobiety podczas ciąży to może być tak jak w moim przypadku..urodziłam się ZDROWA a w wieku 5 lat wyszło, że jestem chora, w wieku 21 lat doszli, co mi dolega.Najprawdopodobniej podczas porodu wydarzyło się coś, co dziś znaczy mnie chorobą.Niestety żadne badania tego nie potwierdzają. Wiem, że to są sytuacje losowe, ale widać zdarzają się. Ktoś powie, że przecież nie jestem roślinką i sobie radzę. Tak, tylko nikt nie wie tak naprawdę na jak długo . Już teraz mam większe ograniczenia niż 10 lat temu, a co będzie za 10 lat?Moze mam dobry rozum, ale fizycznie mogę być podobna do roślinki.
Wyobraźcie sobie teraz TEORETYCZNIE, że moja mama wiedziałaby o tym zanim mnie urodziła, gdyby mnie wyskrobała to dziś nie byłoby mnie, tej osoby, którą lubicie, podziwiacie i znacie.
Oczywiście jest to czysta teoria.Wiem, że moja mama by mnie nie zabiła.
Po trzecie nikt nigdy nie wie czy to dziecko faktycznie nie przeżyje więcej niż jest mówione.
Różnie bywa. Nie wszystko można przewidzieć. Aczkolwiek tak czy owak aborcja jest dla mnie morderstwem i sama choćby nie wiem, co nie potrafiłabym się na nią zdecydować.

Siedząc tak sama wieczorami i czując samotność, czuje też wenę, którą przenoszę na moją nową powieść. Dzisiaj powstał kolejny fragment, po którym postanowiłam tutaj coś skrobnąć.
Myslę, że po tym jak skończe publikować na wattpadzie ostatnią powieść o TH, wrzucę parę rozdziałów, abyście zobaczyli jak na ten moment wygląda moja wena oraz możliwości pisarskie.
Przy okazji przypominam o mojej zbiórce na wydanie:
https://zrzutka.pl/rfsdy6

Teraz już lecę, ponieważ zaraz zaczyna się Kogel Mogel a jak niektórzy wiedzą jest to mój ukochany film.










niedziela, 12 kwietnia 2020

Święta wielkanocne 2020 i wspomnienia z przeszłości.

Hej!
No i mamy święta.
Dlatego u początku notki skromne życzenia: wesołych i zdrowych  świąt!

Wielka sobota zawsze ma ten urok, że idzie się święcić święconkę. W tym roku jednak przez epidemie mogliśmy wszyscy zapomnieć o tym zwyczaju i chociaż czułam, że jest to ta wielka sobota-ten wyjątkowy, wiosenny czas to i tak była ona bardziej zwyczajna.
Najgorsze były wieczorne godziny, bo człowiek zdawał sobie sprawę ile jeszcze do zrobienia.
Popsuł mi się przez to humor.
Cieszyło mnie to, że spodobały wam się i zdjęcia i filmik z mojego cosplayu Zoe z teledysku Silent scream Anny Blue. Jeśli go nie widzieliście to jest tu:

Miałam obiekcje czy w ogóle się nim chwalić, bo zarówno mąż jak i mama uznali, że nie jestem podobna do Zoe. Inni zaś po dodaniu uznali, ze jest przeciwnie.
Pomysł na zrobienie tego filmiku zrodził się ze słów pewnej osoby, że przypominam jej Zoe.
Co najlepsze sama lubię postać Zoe, jest taka troche jak ja tylko bez warkoczy i czapki z uszami.

Wracając w tył, we wspomnienia-jeśli chodzi właśnie o wielką sobotę w naszym domu zawsze z tej okazji jest opowiadana pewna historia; moja mama miała psa o imieniu Bobik.Był to chyba jamnik.
Była wielka sobota i ludzie wracali ze święcenia. Bobik stanął przy ogrodzeniu. Pewna dziewczynka chciała do niego podejść. Kiedy robiła 2 kroki do przodu, pies robił 2 do tył i tak niespodziewanie wpadła do..rowu obok naszego domu, w którym była  woda. Jej matka widząc to powiedziała : "Masz święcenie", "Masz baranki"
Ogólnie moja mama zawsze to tak świetnie opowiada, że się z tego śmiejemy.
W wielką sobotę w 2004 złamałam nadgarstek, kiedy poszłam z psem do sadu. Były tam wtedy takie "ławki". Usiadłam na jednej, odchyliłam się i straciłam równowagę. Spadłam wykręcając sobie rękę.


Dzisiaj w dzień Wielkanocy przywitała nas ładna pogoda.
Szybkie śniadanie świąteczne a później spacer z psem w pola.
Posiedzielibyśmy dłużej na łące, ale Pumbi puszczony ze smyczy tak się zmachał bieganiem
za patykami, że dyszał mocno.Żałowaliśmy, że nie wzięliśmy mu wody, przez co zaraz 
wróciliśmy do domu.W drodze obgryzły mnie trampki, do tego stopnia, że krew zalała mi skarpetkę.
Mój sposób chodzenia sprawia mi trudności w dół i dlatego stawiając inaczej stopy obtarł mnie mocno but.
Niesamowite jest to jak niektóre wspomnienia  wracają do nas tak niespodziewanie.
Wracając mój mąż zauważył pewne pochylone drzewo, które było w oddali przy drodze.
Powiedział, że tam byłoby dobre zdjęcie. Zabawne było to, że właśnie tam w 2008 miałam robione zdjęcie przez mojego eks i to w dodatku w wielką sobotę. Zdałam sobie sprawę jak było to dawno a pamiętam to jakby było wczoraj.Co śmieszne mam nawet w albumie to zdjęcie. Bylam wtedy taka inna, taka normalna a było to na parę miesięcy przed odkryciem siebie.

Jako, że w końcu jest ciepło mogłam zrobić sobie mój dawno nie robiony chillout, czyli słuchanie muzyki na huśtawce popijając monstera.Został mi ostatni Punch od mamy, który mi przysłała-akurat na dzisiejszą okazję.

Jutro lany poniedziałek. 
Z nim także mam parę wspomnień.
Jedno takie najbardziej mokre to jest z lat, gdy miałam może z 12 lat (?)
Poszliśmy z kuzynem z butelkami wody na lanie. Trafiliśmy do sąsiadki i powstały 2 grupy.
Jedna moja: kuzyn, 2 koleżanki a druga nasza sąsiadka z jej kuzynkami, której dom był przy domu moich koleżanek.
Posesje dzieli tylko droga. My próbowaliśmy ich oblać butelkami a oni nas wężem.
Wiadome, że nie mieliśmy żadnych szans. Jako, że najmniej się bałam
wróciłam przemoczona całkiem.
Potem był też mokry po tym złamaniu nadgarstka. Wracałam od sąsiadki i mnie dopadli.
Nie patrzyli, że mam szynę na ręce :/
Kolejny dosyć mokry dyngus był w UK. Byłam tylko raz na święta Wielkanocne u mamy, zanim tam zamieszkałam.Mój eks wrzucił mnie do wanny a resztę możecie się domyślić.
Zresztą on czesto odwalał mi takie akcje nawet jak nie było lanego poniedziałku; wrzucił mnie do basenu dla dzieci przez co zamoczyłam telefon i wylał na mnie wiadro wody na schodach domu w lecie. 
Ostatni mokry dyngus był u początku mieszkania w UK. Nasz pierwszy lany poniedziałek zaraz po mojej przeprowadzce. Nie laliśmy się mocno, ale ściany w mieszkaniu były mokre^^
Ciekawe, co będzie jutro.

Nie są to wspomnienia, których mogłabym się wstydzić i o nich tu nie wspomnieć.
W końcu każde wspomnienie to część naszego życia, część nas.

A wy macie jakieś takie wspomnienia z świąt Wielkanocnych, którymi chcielibyście się pochwalić?



czwartek, 9 kwietnia 2020

Hej
Nie odzywałam się chwilę do was a wydarzyło się sporo za ten czas.
Jedna osoba miło zaskoczyła mnie, odzywając się do mnie, chociaż myślałam, że zakończyła się nasza znajomość. Inna osoba bardzo mnie zawiodła. Podpisałam umowę na wydanie książki i odeslałam. Ponawiam mój apel w tym aspekcie o nawet najmniejsze wpłaty na moją zbiórkę, która jest właśnie na ten cel :

Zbiórka potrwa jeszcze chwilę, ponieważ mam troche czasu do zapłaty.
Jeśli nie uda się zebrać całości to przynajmniej jakąś część i to już dla mnie będzie dużo.

Kiedy kurier przywiózł mi umowę byłam wniebowzięta. Ogólnie mój humor był niesamowicie dobry ; wiosna i fakt spełnienia jednego z marzeń nastroiły mnie pozytywnie.

Miałam jednak utrudnienia z tym wysłaniem umowy, ponieważ nie byłam zorientowana w temacie autobusów. Miasto mam jakieś 7 km od domu i tam przeważnie wysyłałam wszelkie przesyłki i listy, lecz tym razem okazało się, że nie mam czym się dostać, gdyż wszystkie autobusy zostały zawieszone. Początkowo miałam w planach iść na piechotę, ale doszłam do wniosku, że to jednak ponad moje możliwości, bo nie jest to droga w jedną stronę a we dwie. Nie miał mnie też kto odwieźć. Byłam wkurzona na maksa wracając do domu, ale przypomniało mi się, że mój mąż mówił,
że miejscowość dalej (która jest stosunkowo blisko) w jednym ze sklepów jest poczta.
Nigdy tam nie byłam. Wsiadłam na rower i pokonałam te 2-3 km. Na szczęście faktycznie znajdowała się w sklepie poczta i mogłam odesłać umowę. Przekonałam się przy okazji, ze nie wszystko jestem skazana załatwiać w mieście.

Dzisiaj jednak musieliśmy jechać do niego, ponieważ potrzebowałam kilku rzeczy i miałam rachunek do zapłacenia. Nie miałam wyboru i pojechaliśmy wszystko załatwić. 

Posiedziałam sobie na podwórku grzejąc się do słońca (nie mylić z opalaniem) i w sumie zdaje sobie
sprawę jak bardzo ciężko musi być tym wszystkim mieszkającym w mieście, w blokach, bez podwórka czy nawet balkonu. Żyłam tak przez 4 lata mieszkając w Londynie i doskonale rozumie
wasze zmęczenie i zdenerwowanie przedłużającym się czasem siedzenia w domu.Chociaż ja w sumie mogłam gdzieś wyjść, ale i tak w większości spędzałam czas w domu. Całkiem inaczej jest, kiedy usiądziesz na swoim podwórku, gdzie nie ma nikogo obcego i jeszcze dodatkowo nikt ci za to nie da mandatu. 
Ludzie nie raz wyśmiewają się z ludzi ze wsi.Jednak myślę, że w tej sytuacji zamienili by się z nami,
ponieważ tu nie odczuwa się tak tego zamknięcia.

Wczoraj zostałam z hejtowana i to w taki żałosny sposób, że bardziej chciało mi się śmiać
z tego, co przeczytałam niż było mi przykro. Wiem, że powinno, gdy ktoś pluje na mnie jadem,
ale czy to mój problem, iż ktoś nie radzi z nim sobie i w końcu ulało mu się na mnie?
No chyba nie. Nie zastanawiam się kto to był, ale po treści komentarza przypuszczam dlaczego został napisany.
Pojawiła się także w okolicach plotka, że jestem w ciąży, bo udostępniłam wynik z gry na fb, iż za rok czeka mnie ciąża. Naprawdę śmieszy mnie to, że ktoś stwierdził po głupim poście, iż spodziewam się dziecka.


Święta coraz bliżej. Dzisiaj Wielki Czwartek. Osobiście jestem wierząca i nie wstydzę się tego.
Z drugiej strony mam styczność z wieloma osobami, które najnormalniej nie wierzą i chociaż tak jest, choć mają inne podejście niż ja to szanuje ich sposób myślenia. Nie można mówić, że każdy, kto nie wierzy jest zły. Czasami więcej dobra wyświadczają mi ci, którzy nie wierzą.
Nie jestem osobą, która to jakoś w 1oo% akceptuje, ale też wiem, że wiara w Boga i chodzenie do kościoła z przymusu wiele nie daje. Takie osoby tylko się buntują bardziej. 
Dlatego nie namawiam, nie umoralniam, nie staram się komuś wciskać moich przekonań w tej kwestii na siłę i też od każdego otrzymuje akceptacje, że jestem wierząca.Nie afiszuje się tym, ale ci, którzy są wśród moich znajomych niewierzący wiedzą o tym i nikt nikogo nie namawia do zmiany podejścia. Każdy ma wybór i wolną wolę.Nie każdy dostaje dar wiary.Niektórzy są zrażeni i odchodzą-ich prawo.Zawsze patrzę tylko na to jaki ktoś jest a fakt czy jest wierzący czy nie przestaje mieć znaczenie. Tak samo nie ma znaczenia dla mnie jak ktoś wygląda, jaką ma orientację.
Nie jestem Bogiem, aby kogokolwiek osądzać czy jest dobry czy zły, bo żyje tak albo inaczej.

I to by było na tyle dzisiaj. Myślę, że przed lub w święta dodam wam notkę.
Także trzymajcie się zdrowo^^



środa, 1 kwietnia 2020

Mamy początek kwietnia.

Czekam na wiadomość, bo na razie nastała cisza.
Wydaje się, że moje marzenie jest coraz bliżej a jednocześnie jeszcze tak daleko.
Jest ono tak niespodziewane jak wena chodząca wczoraj za mną i szepcząca mi, abym usiadła i zanurzyła się jeszcze mocniej w jej słowach. 
Napisałam więc trochę do mojej nowej powieści, której nikt oprócz mnie i mojej mamy jeszcze w tej napisanej części nie widział.

Odnoszę wrażenie, że ludzie są naiwni. Facebook jest pełen postów odnośnie tego, że korona wirus nas zmieni, nauczy nas na nowo zauważania drobnych rzeczy, możliwości odnowienia relacji oraz umiejętności wyhamowania.A ja się zastanawiam jaki odsetek będzie takich osób? Póki każdy ma fejsa w telefonie i gry nigdy nie będą mieć okazji, aby zrobić to o czym piszą. Zawsze będzie za mało czasu. Zbyt mało chęci.Nie jestem przeciwniczką fejsa czy gier, ale też wiem, że potrafią zassać ludzi tak, że nie widzą świata w około i taki czas, gdzie nie muszą nic robić(no dobra niektórzy muszą pracować lub uczyć się przez neta) jest akurat, aby się  w tym pogrążyć. Zapominają wtedy, że drugi człowiek siedzi obok i może woli rozmowę na żywo od fejsa czy gier. Każdy powinien spojrzeć na siebie i sprawdzić czy właśnie nie jest tym przypadkiem, którego zasysa internetowa przestrzeń.
Nie zaniedbujcie swoich bliskich, przyjaciół, znajomych- bo może właśnie faktycznie ten czas może dać nam dużo, jeśli odpowiednio go wykorzystamy.

Jeżeli o mnie chodzi ten czas jest dla mnie taki jak zwykle. Drobne rzeczy widzę z natury od zawsze,
tak jestem stworzona. Tak samo jeśli chodzi o bieg przez życie. Jako, ze nie potrafię biegać jak wszyscy fizycznie to i psychicznie nie potrafię. Czas leci mi, co prawda szybko, ale nie tkwię w jakiejś gonitwie, tylko żyje wolniej-w swoim rytmie.
Gorzej z faktem relacji, nie zmienia się on w ogóle. Co z tego, że trzeba siedzieć w domu. Co z tego, że jest ten czas. Jak widać nie ma go nigdy dla mnie od nikogo.
Zupełnie jakbym nie była potrzebna.
Mam chwilami dosyć! Ile można nie mieć z kim porozmawiać otwierając usta, zamiast klepać w klawiaturę, bo tam jedynie jeszcze są ludzie, którzy są skorzy porozmawiać a tak poza nimi nie ma nikogo.
Czasami się zastanawiam czy już takie moje szczęście, że w życiu realnym przyciągam tylko osoby, które po jakimś czasie się mną nudzą i po prostu olewają? Czy muszę do każdego chodzić i prosić?
Ileż można! 
Niektórzy mówią : "jeśli ktoś ma cię głęboko-ty miej go głębiej". Jeżeli głębiej będę miała wszystkich, kto mi zostanie?