piątek, 26 listopada 2021

Notka po dłuższym czasie

 Witam Was.

Nie odzywałam się na blogu masę czasu. Dziś poczułam wenę, aby to zrobić i napisać trochę prawdy o tym dlaczego tak trudno pisać bloga. Założyłam tego bloga ponad 3 lata temu z zamiarem zapisywania go grzeczną treścią, w której nie będzie bólu, narzekania. Chciałam opisywać swoje życie w jasny sposób po to m.in aby nikt nie zarzucał mi, że jak typowe emo się użalam. W naszym świecie nie ma przyzwolenia na bycie smutnym, na złe wspomnienia. Nie ma przyzwolenia na to, aby móc oficjalnie coś wyrzucić z siebie na blogu. W końcu nie tylko mnie, ale innym z pewnością dało się słyszeć, że to nie wypada a swoje brudy powinno się prac w domu. Nie wypada, więcej .. ludzie oczekują, abyś się głupio uśmiechała od rana do wieczora, na każdym zdjęciu. Chciałam stworzyć jasną kartę pokazującą tylko to, co dobre, aby było łatwiejsze w odbiorze, ale.. ostatnie miesiące uświadomiły mi, że to czyste zakłamywanie rzeczywistości. Życie ludzkie nie składa się wyłącznie z grzecznych notek. Tyle, że większość tak właśnie chce być widziana, ale czy to jest prawdziwe? Czy ja jestem prawdziwa, kiedy piszę okrojone teksty, żeby nikt się nie przyczepił. Nie, cholernie nie jest to prawdziwe. Jak już to tylko w 50%, gdzie te prawdziwe, dobre rzeczy opisuję.Dlatego tak ciężko jest pisać bloga, jeżeli chcesz to robić wyłącznie w jasny sposób. Ja jestem kimś, kto ma z tym problem. Próbowałam, ale  nie potrafię okrajać swojego życia. 

Jestem tu w 100% ze wszystkimi emocjami; dobrymi i złymi.

Nie powiem ile razy słyszałam dodając status "smutna" lub podobny na fb, że po co ludzie mają wiedzieć? Po co chcesz to wyrzucać z siebie? Czemu nie udajesz idealnego życia bez kłopotów i kłótni ? Takie coś mnie zabija. Milczenie mnie zabija a udawać nie potrafię.

Zawsze byłam za tym, aby nie wstydzić się tego, co czuje. Nie trzymać smutku i samotności w sercu, gdy jest jej dużo. A jednak bywały sytuacje, gdzie dałam się nagiąć przez gadanie :"co ludzie powiedzą?" i że nie mogę napisać tego albo owego, bo będzie źle. No, ale dla kogo? Jasne, że przede wszystkim dla mnie. Po 1, bo starałam się wszystko zamykać w sobie i cierpieć tak, żeby nikt nie widział. Po 2: czułam, że sama siebie tłamszę. Nawet jak ktoś jest najsilniejszy potrzebuje porozmawiać, mieć kogoś obok. Ja nie zawsze tak miałam a emocji i myśli było tyle, że nawet kartki pamiętnika tego nie chciały udźwignąć. Stąd pisanie o tym dalej. Wyrzucanie z siebie, aby było łatwiej.

W swoim życiu mam nie jedną ciężką historię, którą gdzieś noszę, bo też ją chowałam przed ludźmi i nie wyrzuciłam odpowiednio mocno, aby dziś nie była zakończonym wspomnieniem. Boli mnie, że musiałam się krygować z napisaniem czegokolwiek, bo ktoś o byle, co mógł się poczuć obrażony. Zrozumiałam w ostatnim czasie, że wszystko, co robimy właśnie tak działa; nawet nie wiesz czym i kiedy możesz kogoś urazić a ja starałam się nie urazić nikogo. Już nie chodzi tutaj o pisanie o kimś źle, ale pisanie nawet ogólnie o życiu. Ciężko jest wyhaczyć, co możesz napisać a co kogoś może dotknąć. Co gorsza jest to straszne w momencie, gdy zdajesz sobie sprawę, że ludzie podejrzewają cię tylko o złe zamiary; że komuś coś zarzucasz, że chcesz komuś zrobić krzywdę. Tylko ja się pytam :"co zrobiłam, że tak o mnie myślą?". Znają mnie. Wiedzą jaka jestem a mimo tego jak coś powiem/ napiszę nawet w normalny sposób zaraz muszę przepraszać. Tak po prostu, za nic. 

Doszłam, więc do wniosku, że albo będę pisać jak czuje lub nie będę pisać wcale. Z tym, że to drugie wiąże się też z tym o czym pisałam wcześniej. Chciałabym być wolna, aby móc pisać jak chce i co chce , zamiast oglądać się na innych i zniechęcać, że muszę kombinować jak to napisać. Pewnie mówiąc o wielu rzeczach głośno oberwie mi się po głowie jak zwykle.No, ale czy nie obrywało mi się, gdy pisałam grzecznie? 

Dobrze a teraz w wielkim skrócie, co działo się ze mną za te kilka miesięcy.

Ostatnia notka jest z marca, więc wiem gdzie zacząć. W maju obchodziłam 30stkę. Dzień był uroczy, co mogliście zobaczyć na filmie z tego dnia a jednocześnie, przeraźliwie był to samotny dzien.Nie powiem, że nie zazdrościłam innym z mojego rocznika jak wstawiali zdjęcia ze specjalnie zrobionym dla nich imprez urodzinowych albo przynajmniej z rodziną. Ja nie miałam czym się pochwalić. Nie mam znajomych, którzy chcieli by ze mną świętować. Moja mama nie mogła przylecieć przez ograniczenia convidowe a mąż pracował. W 30 ste urodziny miałam odkopać swój słoik marzeń, który był zakopany od moich 18-nastych urodzin. Nie wiem jakim cudem, ale po przeoraniu miejsca, gdzie powinien być go nie było. W czerwcu myślałam, że będę na weselu, ale znowu te ograniczenia convidowe wszystko pokrzyżowały. Szczerze mówiąc, wyobrażałam sobie od dzieciaka, że tam będę, ale los wszystko pokrzyżował i było mi trochę smutno i nostalgicznie. Znowu zdałam sobie sprawę jak czas wszystko pozmieniał. No, ale o to nie mogę mieć do nikogo żalu.Postarałam sie trochę otworzyć i zaczęłam częściej wychodzić do ludzi-przynajmniej z mojego, znanego podwórka. Dobrze mi to zrobiło. Później był wyjazd w Pieniny. Fajnie spędzone parę dni i masę chodzenia. Zakwasy w nogach miałam okropne. Po powrocie zaraz wesele w rodzinie męża i tu dla mnie ta impreza była wyjątkowo nieudana. Poczułam się upokorzona przez to, że się wywróciłam. Każdy kto widzi jak chodzę wie, że to z choroby.Widać, że mam słabszą równowagę a jak się denerwuje to tym bardziej. Tymczasem wkurzył mnie brak empatii i dogadywanie jednej osoby. Spędziłam pół wesela na zewnątrz, gdzie udawałam, że mi słabo, aby ewakuować się z sali i posiedzieć z kimś normalnym. Drugi dzień tak mnie wkurzył przez wszystko, że  spakowałam rzeczy i wróciłam ponad 100 km sama do domu.Byłam z siebie dumna, bo pokonałam sama aż tak długą trasę. Z drugiej strony było mi smutno. Poza tym miałam zaraz rehabilitacje, na które czekałam jakieś 8 mies.Tak, dokładnie tak trudno dostać się na masaże. Czytanie Narodowe, na które zostałam zaproszona a które było połączone z promocją mojej książki było dla mnie jednym z najlepszych momentów tego czasu. Byłam dumna z siebie, z tego, że tam jestem- ja -osoba emo. Niesamowicie naładowała mnie tolerancja tych wszystkich, ważnych osób. Po prostu to było coś tak cudownego, że aż trudno opisać mi to słowami. Chciałabym to wspaniałe uczucie z tamtego dnia zachować na zawsze.No i przyszła jesień. Tego roku liczyłam na atak corocznej nostalgii i się przeliczyłam.Nie dałam rady pójść na mój jesienny spacer w pola, bo było tyle błota, że wróciłam się już u początku drogi o mało jeszcze w nie nie wpadając, gdy mój pies ujrzał konia i mnie szarpnął.Jakimś cudem tylko udało mi się uniknąć upadku. W końcu mój dom został przemalowany na czarno i moge się pochwalić, że jestem emo, który ma prawdziwie emowaty domek.Pracowałam więcej nad powieścią, gdy uświadomiłam sobie niektóre z tych rzeczy opisanych na początku. Nie uwierzycie, ale też miałam blokady przez to "co ludzie powiedzą". Pewna rozmowa uświadomiła mi, że mam prawo pisać, co chce a nie zastanawiać się nad tym na ile mogę poruszać takie tematy. Fajnie wszystko ruszyło wtedy z kopyta, ale znów wyskoczyło coś, co mnie trochę poblokowało a czego w sumie chciałam. Co prawda zamierzam wrócić do kontynuowania pisania, ale nie jestem tak pewna jak wcześniej czy to ogóle da się wydać. Nie wiem na ile będę w stanie się do tego zebrać, właśnie teraz. Aczkolwiek i tak jest jeszcze to temat odległy. Obiecywałam sobie, że skończę ją do końca tego roku, ale widzę jak ślimaczą szybkość to nabiera. Nie brak weny, nie brak pomysłu, brak motywacji i zorganizowania siebie-tu leży cały pies pogrzebany i na tym wykładają się i inni pisarze.

No i to wszystko, co miałam napisać. Notkę piszę już co najmniej godzinę. Mam nadzieję, że za jakis czas znów znajdę wenę i motywację i się tu pojawię. Pozdrawiam.