Życie jest takie krótkie ; jednego dnia jesteś dzieckiem a następnego spoglądasz w lustro widząc prawie 30-sto paro letnią osobę. Nie ważne, że nie czujesz się jak dorosła i wciąż masz wrażenie, że jesteś góra 17-19-nastolatką. Czas upływa: rok za rokiem i na liczniku życia każdemu przybywa. Nie ważne jak się czujemy. Czas mija ; dziś widzimy kogoś a jutro stajemy nad jego grobem.
Szkoda, że tak wiele ludzi zatraca dany czas na totalne głupstwa zajmujące im go większość. Zupełnie jakby miało żyć się wiecznie. Jakby ta czy tamta rozmowa mogły być jeszcze przeprowadzone jutro, za tydzień czy rok. Jakby te spojrzenia w oczy miały się powtórzyć. Czy naprawdę nikt nie zauważa tego, że w każdej chwili może być już za późno? Co z tego, że jesteśmy młodzi? Co z tego, że wydaje nam się, iż mamy całą wieczność. Może wcale jej nie mamy.
Jedyną rzeczą, którą chyba większość z nas chce, aby była jest to, aby po naszym odejściu coś zostało. Zazwyczaj w takich przypadkach są to dzieci lub majątki dla nich. Ja po wydaniu książki nie mam takiej presji, aby zostało po mnie dziecko. Fajne było by, gdyby było, bo kto wie czy dziedziczona zdolność do pisarstwa, która idzie z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie może także objawiła by się w moim dziecku i możliwe, iż byłaby doskonalsza .No, ale póki, co wystarczy, że jedno moje pisarskie dziecko zostanie czymś, co będzie po mnie. Nawet jeśli nie będę matką.
W początkowym okresie po wyjściu mojej książki usłyszałam pełno gratulacji i pytań o plany na przyszłość. Nie czułam się jakoś nadzwyczaj "lepsza" , bo tego dokonałam, wydałam. Chociaż może powinnam (?) Z moich okolic z tego, co wiem nikt nic nie wydał. Cóż, wydaje mi się, że czasami czułam, iż jest mi to przeznaczone. W każdym razie miło było dostawać gratulacje.
Co do przyszłości ciężko mi było myśleć o takich rzeczach, wiedząc ile pieniędzy trzeba było włożyć w wydanie tej historii, której nakład nie zwróci mi za wiele. Nie oszukując nikogo zarabiam 12 zł od książki a nakłądu jest niecałe 300 egzemplarzy. Mój zarobek jest tak obdarty, choćby dlatego, że wydawnictwo coś musi zarabiać, no i sam komis też swoje kosztuje. Sprzedałam kilkanaście egzemplarzy po całej cenie z autografami, ale normalnie nie zamierzam się tym zajmować.
Więc co z tą przyszłością? Z wydaniem czegoś innego?
Z ciężkim sercem mogę powiedzieć, że nie nastawiałabym się. Z jednej strony myślałam, że po wydaniu książki będzie łatwiej z drugą, bo pierwsza będzie takim kołem zamachowym. Niestety nie jest to prawda. Z drugiej wiedziałam od samego początku, że to jednorazowa możliwość. Oczywiście są jeszcze inne wydawnictwa i można próbować swoich sił, ale póki, co i tak nie mam całości nowej powieści, więc spokojnie mogę nawet nie myśleć o przyszłości.
Cały czas jestem na etapie pisania. Wiele razy mówiłam, że to kwestia bycia jak uzależnionym a kiedy się pisze to trochę jak na haju, w całkiem innej rzeczywistości, w innej skórze. Im więcej jestem smutna, im bardziej jestem samotna tym bardziej przylepiam się do klawiatury i piszę. Czasem nienawidzę tego, że własne życie mam momentami tak puste, iż życie w pisaniu wydaje się wyraźniejsze. Pogrążam się w czymś czego nie ma albo, co minęło.
Albo, co minęło? Zdecydowanie nie jestem człowiekiem jednej historii. Wyobraźnia wyobraźnią, ale część siebie zawsze każdy pisarz umieszcza w tym, co pisze. A czasem umieszcza się tam nawet konkretne osoby. Jeśli ktoś czytał moje powieści z ffth na wattpadzie to każda przyjaciółka-siostra głównej bohaterki miała swój pierwowzór z mojego realnego życia, w konkretnych dziewczynach, które były kiedyś przy mnie blisko.
Ach, no i zaczynają kleić mi się oczy.
Ta zmiana czasu doprowadza do tego, że za wcześnie chce mi się spać i budzę się przed czasem, mając wrażenie, że jest już późno. Mam nadzieję, że ten stan szybko się unormuje.
Dobrej nocy, kochani.