Wczoraj upiekłam moje ulubione a zarazem łatwe ciasto czekoladowe-cmentarzyk
i nagrałam dla was z niego DIY:
Jak mówiłam w filmie takie ciasto piekłam zawsze podczas doła, bo zapach pieczonego
ciasta i zajęcie się na chwilę jego robieniem pomagało mi trochę przetrwać smutek.
Nie mówię, że to coś zmienia. Nie zmienia, ale chociaż chwilę człowiek czuje się wolny
od cierpienia. Zawsze lepsza ta godzina oddechu od problemów niż jej brak.
Ważne tylko, aby się zmotywować a składniki, które na niego są potrzebne ma chyba
każdym w domu (nie licząc tych do zrobienia cmentarzyka)
Sobota należała jak zwykle do sprzątania oprócz nagrywania.
Byłam sama, więc przedłużyłam je, angażując się mocniej, aby nie czuć, że
nie ma nikogo z kim mogłabym spędzić czas czy porozmawiać.
No i przesadziłam, zaczęło mnie bolec kolano-a lekarz uprzedzał, że
to jest od nadmiernego obciążania się.Ach, miał rację.
Wieczorem trafiła mi się rozmowa z moim byłym przyjacielem.
Wyrzuciłam z siebie wszystko, co dotyczyło rozpadu naszej relacji.
Miałam ziarno nadziei, że to coś zmieni, ale nie. Zawiodłam się jeszcze bardziej
i tym razem obiecuje sobie ze łzami w oczach, że to ostatni raz.
Niektóre drzwi powinny być dawno pozamykane dla tych, którzy nie chcą pokazać,
iż chcą zrozumieć, że jeszcze im zależy.
"Gdy odzywa się do Ciebie przeszłość, to nie odbieraj.
Ona nie ma Ci nic nowego do powiedzenia."
Nie pomyliłam się do bardzo smutnego faktu, który mnie dobił.
Tak naprawdę nikt nie zauważył mojej nieobecności. Nikt o mnie nie zapytał:
"Dlaczego nie przyjechałam?" "Czemu mnie tam nie ma?"
Zupełnie jakbym była nieważnym dodatkiem, który się tam pojawiał a który
miał nadzieję, że oprócz bycia tam jako dziewczyna/narzeczona/żona jest po prostu
akceptowany jako osobna osoba, która również należy do tego grona a nie jak ktoś,
kto jest na doczepkę, bo musi.
Teraz rozumie, dlaczego zawsze czułam, że odwiedziny są ukierunkowane nie
w naszą stronę, tylko w stronę jednej osoby, która nie była mną.
Owszem jestem na siebie zła za to, że za bardzo wierzyłam w dobrą, wyrozumiałą i wspaniałą
naturę ludzi, których poznałam.Jestem na siebie zła, bo faktycznie za szybko ufam.
A tak naprawdę ludzi powinno się poznawać "po czynach, po owocach" a nie po bzdurnym
gadaniu i uśmiechach. Ktoś może udawać, że jest miły a za plecami trzymać nóż.
Sami dajemy takim zachowaniem możliwość zranienia się a z drugiej strony to dopiero
jest przykre.Nie można zaufać.Nie można wierzyć w dobroć ludzi. Po prostu nie można.
To jest przerażające.
Świat traci na wartości przez to.
W nocy wywaliło mi całkiem prąd. Myślałam, że wszędzie, ale okazało się, że nie.
Z rana już musiałam czekać na elektryka.Ponoć podpięłam coś, co zrobiło zwarcie.
Byłam zaskoczona, że wyszło takie przypuszczenie. Okazało się, że spaliła się stara
instalacja.Tak, miałam masę szczęścia.W takim wypadku mogło się to nawet skończyć
pożarem w domu.
No i ostatni samotny wieczór przede mną, chociaż dziś już nie miałam być sama
to dalej jestem. Jeżeli ktoś uważa, iż to miało coś zmienić to jest w błędzie.
Czułam się tylko jak 10 lat temu, nic więcej. No i przy okazji wyszło szydło z worka
kim jestem w tym wszystkim.
Dobrze, że chociaż dla mamy i fanów jestem kimś ważnym.
Evelyn, a co z twoim mężem? mało o nim slychac i często piszesz o samotności ... czy on nie może być przy tobie? czy po prostu praca i brak czasu? bo to niepokojące , że mąż powinien być twoim oparciem a nie koniecznie chyba tak jest.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Dobromira.
WŁaśne tu są kwestie, których poruszać głośno mi nie wypada.Gdybym miała, coś napisać o wsparciu męża czy jego obecności to w notce to by się znalazło. Pozdrawiam.
Usuń