Hej.
Ten weekend wyjątkowo spędzę w większości całkowicie sama.
Cóż, może trochę czuję się w tej sytuacji jak odrzutek po raz kolejny w tym roku,
lecz mniejsza z tym.
Aby zapomnieć wybrałam się sama do kina w miateczku. Bedąc na czarownicy 2
widziałam afisz z rodziną Adamsów i wiedziałam, że na to na pewno się wybiorę.
Trochę się denerwowałam, bo pierwszy raz do kina szłam sama.
Co prawda nie było się czym denerwować.
Było nawet spoko. Trafiłam na seans, gdzie była prawie pusta sala, była jedna kobieta z córką
a na początku filmu doszła druga z trójką dzieci. Mam wrażenie, że dla dzieciaków były to nudy.
Nie czarujmy się, dzieci w wieku 4-6 lat nie będą czuć klimatu i rozumieć takiej bajki jak ktoś,
kto oglądał wersje kinowe i ma mroczną duszę.Chociaż wersja tego filmu była animowana
i naprawdę dało się wyczuć, że jest nastawiona na dzieciaki to nie wiele to dało.
Jak dla mnie dosyć ciekawe i ocena 6.5 w necie jak najbardziej sprawiedliwa.
Denerwowały mnie tylko współczesne piosenki upchane gdzieniegdzie.
Odbierało to urok.
Myslałam, że seans bedzie trwać z 2h, ale skończyło się po 1, 5 godziny.
Ostatecznie nie było źle być samemu na filmie. Całe nachosy miałam dla siebie.
Wzięłam duże i zastanawiałam się czy w ogóle dam radę je całe zjeść, ale sie udało.
Jednak i tak jakos dziwnie smakowały, brakowało im czegoś a zwykle są mega dobre.
Wychodząc z MGOK było trochę jak za czasów 2 klasy LO. Chodziłam wtedy na próby tutaj
do przedstawienia.Potem wracałam późno do domu, w którym panowała cisza.
Dziś było zupełnie jak wtedy.Tyle, że minęło 10 lat a moje życie już nie przypomina tamtego.
Zdążyłam na wcześniejszy autobus do domu, bo sądziłam, że będę o wiele później.
Takie wieczory jak ten przypominają mi jeszcze jedne wspomnienia.
Dawno temu na siłę chciałam być lubiana, mieć paczkę znajomych i przyjaciół.
Ciagle odbijałam sie od jednego towarzystwa do drugiego, bo nigdzie nie mogłam znaleźć
swojego miejsca.W końcu zawiedziona wieloma próbami ratowania przyjaźni i znajomości oraz samymi przyjaźniami uznałam, że nie będę wpychać się nigdzie.
Ten, kto będzie chciał zostać w moim życiu to zrobi wszystko, aby tak było.
Morał tej bajki jest dosyć smutny, bo zostałam bez nikogo na dzień dzisiejszy.
Co prawda jest dużo ludzi w necie, którzy są jak przyjaciele, ale to nie jest ta nić, która kiedyś
łączyła mnie z niektórymi osobami.Nie chce mi się już próbować coś takiego stworzyć z kimś
a po drugie ciężko mi znaleźć w drugim człowieku to coś, aby takowa przyjaźń się narodziła,
bo cały czas mam wrażenie, iż jestem opcją a nie tą jedyną przyjaciółką.
Poznaje niektórych moich fanów i czasem mam nadzieję, że ktoś z tych osób stanie się
taką moją bratnią duszą. Jednak jestem dla nich youtuberką a nie szansą na przyjaźń.
Nikogo za to źle nie oceniam i nie czekam, aby to się zmieniło.
Dlatego mówię, że jak już ktoś trafi na taką przyjaźń, która jest prawdziwa to musi o nią
dbać i nie pozwolić na to, aby się rozpadła, gdyż kiedyś przyjdzie dorosłość i życie się
pozmienia.Właśnie wtedy najwięcej przyjaźni się rozlatuje.Nie ma się czasu. Nie stara
się zrozumieć drugiej osoby. Nie stara się nic włożyć od siebie do tej relacji. Czasami kończy
się na zwierzeniach jednej osoby i zaczyna to być irytujące dla obu stron. Zajmuje się tylko swoim życiem, rodziną, pracą i tak z dnia na dzień aż mija dłuższy czas i okazuje się, że nić się zerwała.
Dzisiaj naszedł mnie ten temat, bo zostając sama mogłabym go spożytkować w towarzystwie
przyjaciół. Zwłaszcza, że jutro będę piec ciasto czekoladowe i znów będę musiała je
zjeść całkowicie sama.
Dobrze, że mam jeszcze inne plany oprócz pieczenia, którymi mogę zapełnić ten czas,
aby nie odczuć samotności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz