25 wrzesień, dokładnie tydzień temu w nocy miałam pewien wypadek. Uderzyłam bardzo mocno o drzwi i od tamtego momentu bolało mnie żebro.
Nie jestem osobą, która unika lekarzy, chociaż po mieszkaniu w UK, gdzie z większością chorób starałam sobie radzić sama, gdyż opieka zdrowotna jest tam bardzo kiepska, pozostało mi coś takiego, że póki nie jest tragicznie to staram się sama sobie pomóc; włączam wujka google i szukam, co może mi pomóc.Jednakże do pewnego momentu. O tej porze zwykle cierpię na zapalenie migdałków a nie na obite żebro :/ Nie wiem, co jest gorsze.
Trzymałam się biorąc przez tydzień ibuprofen, bo mam go dużo. Smarowałam się Difortanem i już wczoraj miałam wrażenie, że jest poprawa, bo o jedną dawkę mniej ibuprofenu potrzebowałam w ciągu dnia, gdyż ból się ustabilizował, ale..
Dziś już mnie tak złapał, że skręcałam się z niego od rana. Tabletki nie pomogły. Postanowiłam jechać po pomoc, bo zaczęło robić się nieciekawie. Problem zaczął się już na początku: trzeba skierowanie a mój lekarz, który zwykle przyjmuje do 14 już o 11 był po pracy. Ja dzwoniłam o 11 i go nie zastałam. Pytałam czy jakiś inny lekarz w przychodni mógłby mi wypisać skierowanie, ale pani z drugiej strony słuchawki odparła ŻE NIE, bo nie byłam umówiona i nikt mi tele porady nie udzieli. Moja mama wzięła sprawę w swoje ręce. Zawsze tak jest, kiedy kończą się moje możliwości. Dowiedziała się tyle, że mogę podejść do innej przychodni i tam może ktoś mi pomoże. Sąsiadka zawiozła mnie do miasta. Dowlekłam się do rejestracji w przychodni i powiedzieli mi, że tu skierowania nie dostanę, bo oni są z czegoś innego i żebym szła do innej przychodni. Tam dotarłam ledwo, ledwo. Dojście do rejestracji oddzielone było pleksą a na niej kartka, żeby dzwonić na podany numer. Wyszłam na zewnątrz i próbuje, ale cały czas mnie rozłącza. Weszłam do środka i czekałam pod tą pleksą, aby się dowiedzieć, że NIE DOSTANĘ i tu skierowania, bo nie ma tu mojej karty a jest w innym budynku, gdzie przynależę. Wyszłam i usiadłam pod ścianą budynku i zwijając się z bólu się poryczałam. Nie wiedziałam już, co zrobić. Czy tak trudno komuś wypisać świstek osobie, która cierpi?! Jakoś zebrałam się i dowlekłam do szpitala. Bez skierowania. Bez niczego. Powiedziałam, że boli mnie bardzo a nikt nie chce mi dać skierowania. Przyjęto mnie. Tam przynajmniej były miłe panie i po pół godziny byłam przyjęta, miałam rentgena i zajęto się mną. Żebra obite-tak jak przypuszczałam. Lekarz wypisał mi leki i był bardzo miły .Zakazał przeciążania się. Kazał przyjeżdżać, jeśli miałabym problem z oddychaniem, bolałby mnie brzuch. Oczywiście nie przyznałam sie ile czasu chodzę z tym bólem, bo myślałam, że mi przejdzie. Za tydzień mam stawić się na wizytę.
Co ciekawe nie jestem w domu jedyna, która choruje. Pumbi dosłownie prawie w tym samym momencie zaczął mieć w uchu puchnące naczynie krwionośne, w którym zbiera mu się krew i woda od trzepania głową. W sobotę był na pierwszym przekłuciu, później w poniedziałek, środę i dziś. Wet proponuje aż operację, która niestety może sprawić, że ucho mu już nie będzie stało:/ dlatego też dziś zaczerpniemy wiadomości u drugiego weta czy to konieczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz