piątek, 3 grudnia 2021

 Hej

Zaczął się grudzień - miesiąc, który ma dla mnie dosyć sentymentalne znaczenie. W zasadzie przez jesień do grudnia w moim sercu pojawiają się wspomnienia i nostalgia za starymi, dobrymi chwilami, które są już za mną. Miło wspomina się coś, co było kiedyś. Lubię wracać do historii, które wydają mi się czasami nieprawdopodobne i tak odległe jakby były baaaardzo dawno temu a dzieli je tylko kilka-kilkanaście lat. Jestem takiego usposobienia, że wszystko dobre jak i złe, co zostawiło we mnie ślad po prostu wraca a ja zamiast gapić się w ekran telefonu, patrzę przez okno i widzę świat z przed lat. 

Dzisiaj miałam niełatwy dzień od samego rana. Wstałam o 6:40. W domu było dosyć zimno, bo okazało się, że mój mąż zaspał i nie miał czasu zapalić pod piecem. Kiedy zajęłam łazienkę, on szybko się ubrał i wyszedł, bo czekał na niego znajomy .Byłam wściekła, bo miałam wyliczony czas do wyjścia a tymczasem doszło mi trochę obowiązków. Ubrana szybko zajęłam się kotami, które jeszcze nie jadły i poszłam wyprowadzić na podwórko psa. Okropnie się denerwowałam, że nie zdążę. Wszystko jednak poszło w miarę sprawnie i zdążyłam zrobić , co miałam zaplanowane. Wybrałam się dzisiaj do Rzeszowa, do szpitala, aby złożyć formę na ksera z mojego leczenia z dwóch lat. Tak to jest, że nawet jeżeli masz stwierdzoną niepełnosprawność to dostajesz ten "status" na określony czas. Przynajmniej ja tak miałam zawsze i co 3 lata muszę składać papiery, które uzbierałam za ten czas na kolejną komisję. Wszystkie wpisy lekarzy z wizyt plus kartki z rehabilitacji. W sumie to strasznie głupie. Jak ktoś widzi, że mam niepełnosprawność, która jest uszkodzeniem w organizmie od zawsze to nie wiem jak może liczyć na to, że po 3 latach wyzdrowieje. To nie złamanie ręki czy nogi, które się w końcu wyleczy. Zeszło mi bardzo długo , aby to załatwić. Jako, że wzrosły ceny paliwa to nie jeżdżę od pewnego czasu na Rzeszów własnym samochodem. Po prostu nie jestem na tyle bogata, aby stać mnie było dokładać do drogi 30/40 zł. Właśnie tyle wyliczył mój mąż po porównaniu ceny biletu w autobusie (gdzie mam sporą ulgę) do tego ile zapłaciłabym za cenę paliwa tej samej drogi. Druga sprawa to parkowanie. Mój instruktor nie nauczył mnie za dobrze parkowania równoległego (wiem, że nie jestem jedynym takim przypadkiem-masę osób nie potrafi), więc nie wszędzie mogę zaparkować a miejsc na parkowanie prostopadłe jest jak na lekarstwo albo wcale. Zwykle jednak jadąc na Lwowską jechałam autem. Dziś pierwszy raz autobusem od niepamiętnych czasów. Nie wiedziałam dokładnie o której mam jakiś autobus i skończyło się tym, że przemarzłam na przystanku 20 min. Autobus miał być za 10 min jak przyszłam, ale się spóźnił drugie tyle. Zdałam sobie sprawę z tego, że gdy miałam 18 lat potrafiłam wyjść na -10 w bluzie i podartych rurkach i jakoś się nie telepałam a teraz byłam dobrze ubrana, w płaszczu zimowym i było mi tak bardzo zimno, pomimo -1.Coś jest, więc w tych słowach, że na starość jest dużo zimniej człowiekowi niż za młodu. W Rzeszowie też czekałam z 15 minut na przystanku i trafiłam do szpitala dopiero po 10 . Złożyłam formę i wsiadłam w 13, która jedzie bardzo długo. Nie chciało mi się czekać na 17, która miała być za 20 min.Kiedy dotarłam na dworzec podmiejski okazało się, że muszę czekać jeszcze prawie 30 min na autobus w stronę mojego miasta. Dobrze, że jest tam ocieplana poczekalnia oraz automaty z przekąskami, bo było już przed 12 a ja jadłam o 7, więc byłam  głodna. W sumie w domu byłam na 12:30. Wyprowadziłam od razu psa i poszłam rozpalić pod piecem. Okazało się, że mój mąż nie domknął drzwi z tył i w całym domu było  tak lodowato jak na zewnątrz :/ Pierwsze kilkadziesiąt minut musiałam spędzić w domu w płaszczu. Zrobiłam sobie gorącej herbaty z cytryna i zrobiło mi się po dłuższej chwili cieplej. Później zabrałam się za robienie gołąbek. Nigdy nie robiłam ich sama, zawsze pomagała mi mama. Tyle, że jej teraz przy mnie nie ma, więc musiałam zrobić je sama i to w dwóch wersjach, bo z mięsem i bez. Moje wyszły super. Myślałam, że dłużej mi z nimi zejdzie, ale bardzo szybko je zrobiłam. Teraz spokojnie mogę siedzieć i pisać notkę tutaj.

Wczoraj miałam pewne przemyślenia odnośnie mojego życia i przeszłości .Mile widziane jest przez innych, kiedy przejdziesz przez piekło i jesteś dalej dzielna/dzielny. Szukasz wszystkiego, co dobre w tym złym, które cię spotkało. Ludzie patrzą na takie osoby z podziwem, że potrafią i potrafiły sobie poradzić. Wspaniale też myśleć o sobie, że się jest takim kimś i nie jest to złe, jeżeli jest się pewnym, że nie pocieszasz się w ten sposób i nie starasz zagłuszyć bólu czy żalu, który masz w środku. Nie mówię, że trzeba użalać się nad sobą, ale zagłuszanie negatywnych emocji, które są częścią nas to tak jakby próbowanie na siłę się uszczęśliwić w oczach innych. Jestem dzielna i poradziłam sobie wiele razy, bo musiałam. Jednakże prawdziwa ja to ta, która była nie tylko dzielna. Prawdziwa ja to osoba, która nosi blizny po ranach zadanym przez przeszłość, gdzie ja i moje potrzeby były zostawione bez odpowiedzi. Prawdziwa ja to ta, która nie miała normalnego życia nigdy. Ludzie wstydzą się bólu, ale ja nie. Wszystko to składa się na prawdziwą mnie a nie na idealną. Wiele ludzi chce być idealnych i odcina się od wszystkiego, co ich spotkało i jacy byli. Szukają formy, która będzie dobra w oczach innych. Ja wolę być prawdziwa ze wszystkimi złymi i dobrymi rzeczami jakie przeżyłam. Jestem wtedy po prostu rzeczywista i taka jaka jestem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz